18.02.2017 Rozważanie na niedzielę "Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują" - komentarz do czytań z VII Niedzieli Zwykłej napisał Tomasz Kozubek. Dzisiejsza Liturgia Słowa pokazuje w bardzo konkretny sposób, na czym polega prawdziwe chrześcijaństwo, prawdziwe bycie uczniem Chrystusa. Jest to okazywanie miłości tym, którzy są wobec nas wrogo nastawieni, którzy pragną naszego nieszczęścia, którzy nas nienawidzą. Przykazanie miłości nieprzyjaciół, do której wzywa nas Bóg, to prawdziwa rewolucja w relacjach międzyludzkich. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że odruchowo budzi w nas bunt i sprzeciw. No bo jak można kochać kogoś, kto życzy nam źle? Przykazanie miłości nieprzyjaciół jest bez wątpienia szaleństwem i głupotą, jeśli patrzeć na to z perspektywy czysto ludzkiej. Mądry człowiek odrzuca takie podejście, bo wydaje mu się bezsensowne. Lecz św. Paweł mocno zaznacza, że "mądrość [...] tego świata jest głupstwem u Boga". Chrześcijanin to osoba, która odrzuca myślenie światowe i przyjmuje nową, Bożą perspektywę. Miłość względem wrogów nie jest już wtedy problemem nie do przejścia, a staje się czymś naturalnym. Najwyższy poziom tej miłości obrazuje postawa Jezusa na krzyżu, gdy modli się On do Ojca za swoich oprawców. Czy to oznacza, że chrześcijanin ma być ofiarą, nie sprzeciwiającą się złu, którego doświadcza od innych? Czy ma pozwalać wykorzystywać się ludziom w imię miłości? Nic bardziej mylnego. Choć Jezus w dzisiejszej Ewangelii stwierdza: "jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi", to w innym miejscu czytamy, że uderzony przez sługę arcykapłana podczas przesłuchiwania, nie nadstawił drugiego policzka, tylko zapytał, dlaczego ów Go niesłusznie bije (zob. J 18, 20-23). W miłości nieprzyjaciół nie chodzi zatem o naiwność i źle rozumiane cierpiętnictwo. Przejawia się ona natomiast w trosce o dobro drugiego człowieka, w gotowości do udzielenia mu potrzebnej pomocy, nawet jeśli jest on nieprzyjaźnie do nas nastawiony i spotkała nas krzywda z jego powodu. Nigdy nie będziemy doskonali jak Ojciec w niebie. Jednakże nie zwalnia nas to z obowiązku, by do tej doskonałości dążyć nieustannie i z wszystkich sił. Nie trzeba w imię miłości nieprzyjaciół od razu umierać. Ale może warto zacząć od małych rzeczy, np. od króciutkiej modlitwy za osobę, która w zeszłym tygodniu nadepnęła mi na odcisk albo od wysłania wiadomości z życzeniem "Dobrego dnia!" do kogoś, za kim nie przepadam? |