24.01.2015 W jednej z reklam ciepiąca na ból głowy kobieta połyka tabletkę i już po chwili biegnie z uśmiechem na twarzy za dziećmi. Wszystko, co jej dokuczało, momentalnie minęło.
Gdy oglądamy reklamy telewizyjne lub weźmiemy do ręki kolorowe gazety często widzimy nich reklamy środków przeciwbólowych. Środki te są w nich przedstawiane jako coś, co uczyni nasze życie szczęśliwszym, pozbawionym bólu i cierpienia.
Są bez mała czymś magicznym. W jednej z reklam ciepiąca na ból głowy kobieta połyka tabletkę i już po chwili biegnie z uśmiechem na twarzy za dziećmi. Wszystko, co jej dokuczało, momentalnie minęło. Wiemy, że to nieprawda, mimo to spożycie tych środków nieustannie rośnie. Można je już kupić nieomal wszędzie - w kioskach, sklepach spożywczych, na stacjach benzynowych, a nawet w hurtowniach papieru.' Groźna w tym wszystkim jest nie tyle chęć ucieczki od np. bólu głowy, ile fakt przekładania tego stylu myślenia - zajmuję się objawami, a nie przyczynami kłopotów - na całe życie. Na kłopoty stosuję pigułki, różnie rozumiane. Zamiast odpowiedniego stylu życia, dbania o relacje z innymi ludźmi, naprawiania krzywd, nieustannej pracy nad sobą itp. łatwiej i chętniej sięgamy po alkohol, narkotyki, złość, hazard, wróżki, horoskopy, pracoholizm itd. Coraz wyraźniej ujawnia się prawda o tym, że obecnie największym zniewoleniem w naszym kraju - i w ogóle tzw. cywilizacji zachodniej - nie jest alkoholizm czy narkomania, ale lęk przed byciem prawdziwym, normalnym człowiekiem, normalnym chrześcijaninem. Spójrzmy na Chrystusa. Jak każdy człowiek przeżywał lęki, obawy - zwłaszcza w czasie modlitwy w ogrodzie oliwnym. W tym momencie jest bodaj najbardziej bliski każdemu z nas ? boi się cierpienia, bólu, męki i prosi Ojca, by to od Niego zabrał. Ale nie sięga po żadną "pigułkę". Poddaje się woli Ojca. Patrząc po ludzku, jeśli podejmie cierpienie i krzyż, to wszystko przegra. Z uwielbianego przez tłumy proroka stanie się wyrzutkiem społecznym, zgorszeniem dla swoich rodaków, pozbawionym akceptacji innych pseudomesjaszem, opuszczonym przez uczniów nauczycielem, wyszydzonym i oplutym przez swój naród. Mimo to wyznaje na koniec modlitwy, znane nam wszystkim słowa, "[...]ale nie moja, lecz Twoja niech się dzieje." (Łk 22,42)"
Przypatrzmy się też pierwszemu zdaniu wyznania wiary. Co niedzielę deklarujemy wobec Boga i Kościoła m.in. takie słowa: Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego. Jakże więc możemy jednocześnie wyznawać co tydzień wiarę w dobrego i wszechmocnego Ojca, a jednocześnie w sytuacjach trudnych nie oddawać mu tego z czym sobie nie radzimy? Zamiast próśb jakie winniśmy kierować do Boga z wiarą co do ich wysłuchania, załatwiamy po swojemu nasze faktyczne i domniemane problemy - np. zabijając poprzez aborcję dziecko - poczęte w nieodpowiednim, naszym zdaniem, czasie, rozwód - gdy przeżywamy konflikty, kryzysy małżeńskie, marnowanie czasu przed telewizją, komputerem - zamiast rozmowy w małżeństwie, rodzinie o naszych problemach itd. Stosujemy owe "pigułki" pozwalające na chwilowe zapomnienie, ale przecież nie rozwiązanie problemu. Jan Paweł II zapytany kiedyś o najważniejsze dla Niego słowa w Piśmie św. bez wahania odpowiedział pytającemu "poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli." (J 8,32). To jedyny sposób na rozwiązanie naszych problemów. Stanięcie w prawdzie przed naszym, wszechmogącym Ojcem, przyznanie się do winy, czasem do bezsilności i prośba o pomoc. Ucieczka od problemów - jak od bólu głowy - czy też stosowanie półśrodków, jedynie pogorszy naszą sytuację. Szczęść Boże !
Dariusz Stępień
|