5.06.2013 Dar rodzicielstwa - "Wydając na świat dzieci, małżeństwo osiąga pełny rozkwit: w nich dokonuje się uwieńczenie owej całkowitej wspólnoty życia (...)"
Sługa Boży Jan Paweł II mówił wyraźnie o toczącej się w obecnym świecie walce pomiędzy cywilizacją życia, a cywilizacją śmierci. Wyznacznikiem tego, po której stronie opowiada się człowiek jest - m.in. - jego stosunek do rodzicielstwa, do dzieci. Rozum i wiara mówią jednym głosem: człowiekiem jest się od chwili poczęcia. Od tego momentu człowiekowi przysługuje niezbywalna godność, prawo do życia, prawo do opieki zdrowotnej, ochrony prawnej itd. Nie da się wyznaczyć innego takiego momentu, by nie popaść w konflikt nie tylko z prawem Bożym, ale i z logiką. Dziś jednak więcej na temat przyjmowania dzieci. Ile powinno ich być w rodzinie? Rozmawiam z narzeczonymi na ten temat i na ogół spotykam się z zakłopotaniem, gdy zadaję im to pytanie. Tylko niektóre pary odpowiadają wprost - planujemy jedno, dwoje... dzieci. Ile więc powinno ich być? Czy małżeństwo bezdzietne jest gorsze, mniej wartościowe od małżeństwa z dziećmi? Czy brak dzieci oznacza, że nie jest to pełna rodzina? Paweł VI w encyklice Humane vitae poświęconej tematyce zasad moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego mówi o tym następująco - to małżonkowie w oparciu o dialog z Bogiem i ze sobą, po rozpoznaniu swoich warunków fizycznych, ekonomicznych, psychologicznych i społecznych decydują o przyjęciu kolejnego potomka albo też - z ważnych przyczyn i przy poszanowaniu nakazów moralnych - postanawiają okresowo lub nawet na czas nieograniczony, unikać zrodzenia dalszego dziecka. Brzmi uczenie, ale w gruncie rzeczy jest to prosta prawda. Małżonkowie - a nie ich rodzice, znajomi, sąsiedzi, duszpasterze czy instytucje państwowe - podejmują sami tą decyzję. Biorą przy tym pod uwagę ich możliwości - zdrowotne, czasowe, finansowe itd. Nie oznacza to jednak, że odpowiedni czas na potomstwo przychodzi dopiero wówczas, gdy osiągniemy już stabilizację zawodową, dom lub mieszkanie, samochód i szereg innych dóbr materialnych. Dobra materialne są ważne, ale nie najważniejsze. Jezus naucza : Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie (Mt 6, 31-32). Zdecydowanie łatwiej dobrze wychować dzieci, gdy jest ich kilkoro w domu, niż tylko jedno. Przypuszczam, że prawie wszyscy rodzice chcą dobra dla swoich dzieci, że m.in. chcą dobrze je wychować. W przypadku jedynaka dobre wychowanie jest bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe. Gdy rodzice zajmują się tylko jednym dzieckiem cały swój czas przeznaczony na zabawę z dzieckiem, jego edukację itd. poświęcają tylko jednemu potomkowi. Dziadkowie z obu stron również zajmują się nim. Takie dziecko nie ma możliwości spotkania się z wieloma sytuacjami społecznymi typowymi dla rodzin z większą liczbą dzieci. Nie walczy z rodzeństwem o czas i zainteresowanie rodziców, nie broni swoich praw, nie kłóci się z bratem czy siostrą, nie uczy się godzić. Mimowolnie wyrasta w świecie nierzeczywistym - wszystkie pieniądze, prezenty, cała czułość rodziców itp. skierowane są na niego. Pierwsze zderzenie się ze światem realnym nastąpi w przedszkolu lub szkole - gdy okaże się, że nie jest pępkiem świata. Gdy takich "królewiczów, królewien" znajdzie się więcej w jednej grupie przedszkolanki, nauczyciele mają poważny problem. Kolejne dziecko to oczywiście kolejne wydatki i problemy, ale każdy kto jest rodzicem wie, że nie da się tego porównać z wartością, jaką jest jego dziecko, ze szczęściem wniesionym do jego małżeństwa poprzez to dziecię. Małżeństwo, które nie ma jeszcze dzieci jest oczywiście rodziną. Nie jest gorsze od rodziny z potomstwem, nie przeżywa jednak pełni swojego powołania. Przywołuję tu w rozmowach z narzeczonymi przykład piłek napełnionych wodą do pełna - piłki do tenisa ziemnego i piłki do koszykówki. Obie są pełne, ale ta druga jest większa. Małżeństwo bez dzieci - podobnie jak jedynak - nie ma możliwości przeżywania wielu sytuacji - radości z wzrostu, sukcesów i doskonalenia się dzieci, troski o ich rozwój itd. W sytuacji niepłodności wyjściem ze wszech miar godziwym jest adopcja. Wszak nie tylko do rodziców biologicznych Jezus mówi: I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje (Mt 18:5). Dariusz Stępień |