9.08.2012 Jezus kocha ludzi z Woodstock!!! Jak było - pytają znajomi, a ja próbuję w kilku zdaniach opowiedzieć to, co przeżyłem i czego - już po raz czwarty - doświadczyłem na Przystanku Jezus.
Są jednak w życiu chwile i sytuacje, w których kumuluje się tak dużo zdarzeń i odczuć, że trudno za pomocą kilku zdań wyrazić głębię tego, co się doświadczyło. Tak jest i z posługą ewangelizacyjną na Polu Woodstockowym, które - co roku przez kilka sierpniowych dni - staje się jakby tyglem i areopagiem współczesnego świata. Czym jest Przystanek Jezus (PJ), a może najpierw czym nie jest. Tak wiec PJ nie jest konkurencyjną imprezą dla Przystanku Woodstock (PW)! To nie jest tak, że my dobrzy chrześcijanie doszliśmy do wniosku, że ponieważ jest PW, to my na przekór zrobimy sobie PJ. I jak tam spotykają się ludzie, którzy często zachowują się "nie tak", to my prawi katolicy zrobimy "wzorcową imprezę" i pokażemy jak należy się bawić.
Widok na Pole Woodstockowe pełne namiotów.
PJ jest ogólnopolską inicjatywą zrzeszającą osoby, które doszły do wniosku, że na imprezie, która gromadzi od 200 do 300 tysięcy młodych ludzi nie może zabraknąć Jezusa. Nie może zabraknąć tych, którzy o Nim mówią i o Nim świadczą. Ktoś powie: No dobrze, ale dlaczego tam? Czy nie ma innych miejsc gdzie można to robić? Odpowiem: są, ale Jezus posłał nas do wszystkich miejsc i wszystkich owiec, a więc także do tych, które się gromadzą na PW. Przy okazji kolejne sprostowanie. Jeśli ktoś twierdzi, że na PW - tu cytuje - "jedzie sama szumowina, ludzie z marginesu, którzy piją, ćpają i uprawiają nierząd" jest człowiekiem wypowiadającym twierdzenia szalenie krzywdzące! Jeśli natomiast ktoś mówi, że "PW to impreza, gdzie nie ma narkotyków, a wszyscy wyznają zasadę miłość, przyjaźń i muzyka" jest człowiekiem naiwnym, który nie chce zobaczyć rzeczywistości w całej rozciągłości.
Błotne kąpiele na Polu Woodstockowym.
Na PW spotkałem ludzi z wyższym wykształceniem, żonatych, dzieciatych, którzy przyjechali posłuchać dobrej muzyki, spotkać ludzi o podobnych poglądach, którzy nigdy nie przekroczyli ogólnie przyjętych norm, ale spotkałem i takich, którzy przyjechali na to szczególne pole właśnie po to, by te ogólnie przyjęte normy przekraczać. Dla kogo więc my "Jezuski" (tak mówią na nas Woodstockowicze) tam przyjeżdżamy? Dla jednych i drugich, choć daleko bardziej dla drugich, bo jak powiedział Chrystus: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają". I tu dochodzimy do sedna sprawy. Przystanek Jezus nie jest konkurencją imprezą dla PW, ale jest dla tych, którzy przyjeżdżają na PW.
Ewangelizatorzy na PW prowokują rozmowy ewangelizacyjnymi transparentami.
A jaki jest cel PJ? Uważam, że najpiękniej odpowiedzą na to pytanie są słowa ks. Franciszka Jordana - założyciela Zgromadzenia Księży Salwatorianów - który powiedział: "Jeżeli na świecie żyje choćby jeden człowiek, który nie zna, lub nie kocha Jezusa Chrystusa Zbawiciela Świata - nie wolno ci spocząć." I to jest prawda! Nam po prostu nie wolno spocząć. I to nie dlatego, że św. Paweł mówi: "Biada mi gdybym nie głosił Ewangelii". My po prostu musimy dzielić się Ewangelią, my po prostu musimy dzielić się Chrystusem, bo miłość - Jego do nas i nas do Niego - przynagla nas do tego byśmy o Nim mówili, o Nim świadczyli i Nim się dzielili. Jesteśmy jak zakochana po uszy oblubienica z Pieśni nad Pieśniami, która wykrzykuje na polach i w zagrodach swe największe szczęście - jestem kochana! Jezus kocha ludzi z Woodstock!!! A my obecni na PJ chcemy, bo oni o tym usłyszeli i tego doświadczyli. Często na PW spotykamy ludzi, którzy są zgnębieni, samotni, smutni, przygnębieni, poranieni, uzależnieni, a my wierzymy, że odpowiedzią na ich wszystkie bolączki jest JEZUS.
Uczestnicy PW są także umiłowanymi dziećmi Boga.
Kto jednak jechałby na Przystanek Jezus z przeświadczeniem, że oto ja prawy i gorliwy chrześcijanin jadę nawracać niewiernych i zagubionych przystankowiczów niech zostanie w domu. My bowiem z PJ nie idziemy do tych z PW jak lepsi do gorszych, lecz jako bracia do braci i siostry do sióstr. Bo podstawowe pytanie, które sobie stawiamy wybierając się na PJ brzmi: Czy ja tych ludzi kocham? Czy kocham tych, do których chce iść z Dobrą Nowiną? Dla mnie osobiście PJ jest właśnie szkołą, w której uczę się miłości. Najpierw miłości Boga do mnie, potem mojej miłości do samego siebie, następnie mojej miłości do Boga i wreszcie mojej miłości do drugiego człowieka - każdego człowieka. Czasami tego, który jest brudny, napity i naćpany, roznegliżowany, z kolczykami w nosie, w brwiach, w języku, w wardze i w każdym wolnym miejscu na uchu. Tego, którzy ma inne poglądy niż ja, który krzyczy: "Rydzyk musi odejść", "Księża to pedały" i "Czarni na księżyc" i który w rozmowie jasno przedstawia swoje stanowisko, że antykoncepcja jest ok., aborcja to tylko medyczny zabieg, a seks tak i to przed ślubem, bo ślubu w ogóle nie będzie. Ale ponieważ Jezus tych ludzi kocha, więc uczę się ich kochać także i ja. Uczę się jak zabiec tym ludziom drogę, nawet tę prowadzącą do nikąd.
Ciąg dalszy nastąpi...
Jeden z kapłanów zachęca przechodzących do Sakramentu Pojednania.
Kto chciałby się zapoznać z drugą częścią ZAPRASZAM.
ks. Waldemar Cwynar, e-mail: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć. |