24.02.2018 Rozważanie na niedzielę "To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie" - komentarz do czytań z II Niedzieli Wielkiego Postu napisała Sylwia Kruszona. Dzisiejsze czytania prowadzą nas przez szaloną, niewyobrażalną wiarę Abrahama do przemienienia Pana Jezusa na górze Tabor. Abraham, który miał jednego syna- nadzieję, potencjalną pomoc na starość, dostał polecenie, aby złożyć go w ofierze. Zabrał syna i ruszył do kraju Moria. Czy ja mam taką wiarę? Daleko mi do tego. Pewnie przez długi czas spierałabym się z Panem o słuszność tego polecenia. Wiara i posłuszeństwo Abrahama mają być dla mnie wskazówką jak żyć w zgodzie z Bożą wolą, bo Boże plany są doskonałe i nawet jeśli nie rozumiem celu, jaki Pan Bóg wyznaczył powinnam postępować według Jego poleceń. On będzie wiedział jak rozwiązać to, co mi się wydaje nierozwiązywalne. Tak jak Abraham powiedział: "Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie.." Na końcu czasu czeka na nas chwała Pana. Piotr, Jakub i Jan mieli przywilej doświadczyć jej jeszcze za życia, tu na ziemi. Coś wspaniałego, niezwykłego i nie do opisania stało się ich udziałem. Ewangelista powściągliwie pisze: "nie wiedział bowiem, co ma mówić, tak byli przestraszeni". Nie sądzę, żeby strach był ich jedynym, albo nawet głównym doświadczeniem. Przypuszczam, że to był zachwyt tak wielki, że aż straszny. Jak opisać emocje, kiedy się staje twarzą w twarz z samym Bogiem? Kiedy dorastałam przechodziłam ogromny kryzys wiary. Tak jak się przechodzi ospę w dzieciństwie. Nie wiedziałam jak sobie poradzić z ogromnymi wątpliwościami. To taka choroba nękająca tych, którzy całkiem sporo wiedzą, ale dużo za mało, by sięgnąć prawdy. Czy Bóg naprawdę istnieje, skoro jest tyle zła, skoro naukowcy twierdzą, że dowody wskazują na to iż Pan Jezus nie zmartwychwstał? Nie ma dowodów naukowych na zmartwychwstanie. Pat. Nic się nie da zrobić. Koniec. Sięgnęłam po ostateczne środki. "Założyłam się" z Panem Bogiem. Właściwsze byłoby powiedzenie, że postawiłam Mu ultimatum: ja wierzę na tyle na ile mogę, czyli modlę się o przezwyciężenie kryzysu, a Ty Panie Jezu pokaż, że jesteś. I tak codziennie przed szkołą klękałam w kościele nawet za dużo nie myśląc, bo i o czym. Trwałam w uporze i namiastce wiary. Po kilku miesiącach, tuż przed świętami Wielkiej Nocy, w czasie rekolekcji Pan Bóg "puścił do mnie oko". Nie jestem w stanie opisać tego wrażenia- miłość tak wielka, że prawie nie do zniesienia, zachwyt i piękno. Chyba najlepiej opisał to Karol Wojtyła słowami "To Przyjaciel [...] Tyle lat już wierzyłeś, wiedziałeś na pewno, a jednak nie możesz wyjść z podziwu [...] Jest tam. A tutaj nie ma nic prócz drżenia, oprócz słów odszukanych z nicości- ach, zostaje ci jeszcze cząstka tego zdziwienia, które będzie całą treścią wieczności". Jak uczniowie mieli opisać Boga w Jego postaci, skoro ja chwili zachwytu nie potrafię opisać? I wcale się nie dziwię Piotrowi, że chciał zostać tam, postawić namioty i trwać w tym pięknie. Piotr, Jakub i Jan musieli zejść z góry i żyć dalej (początkowo nawet nie mogli opowiadać o tym, co widzieli), na mnie też czeka życie. Nawet z taką kulawą wiarą Pan Bóg mnie kocha. Owszem, super byłoby być gigantem wiary, jak Abraham, ale ja chcę Miłości, którą przez krótką chwilę pokazał mi Pan Jezus. Upadam po drodze zbyt często jak na giganta wiary. Pocieszam się jednak tym, że i Piotr upadł, a Pan Jezus z miłością mu przebaczył. O tym przebaczeniu pomimo moich słabości pisze w swoim liście św. Paweł. Bóg, "który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować..." Biegnę więc do spowiedzi ze wstydem i żalem, jeśli jest taka potrzeba. Staram się na ile mi sił starcza odpowiadać na Bożą miłość czynem, czasem słowem. I chcę, bardzo, być tak przejrzystą, aby nikomu nie zasłaniać sobą Pana Boga. Bo na końcu chcę "tego zdziwienia, które będzie całą treścią wieczności". |